Prof. Szwagrzyk nie ustaje w poszukiwaniach Mariana Borychowicza

przez Monika Tarka-Kilen

Prof. Krzysztof Szwagrzyk wraz ze swoim zespołem podjął kolejną próbę odnalezienia szczątków Mariana Borychowicza, który został zmordowany za udzielnie pomocy oddziałowi 6 Brygady Wileńskiej AK. W poszukiwaniach uczestniczy od lat, pełna nadziei na odnalezienie szczątków ojca, córka Borychowskich pani Teresa Zawadzka.

Pani Teresa miała 19 lat kiedy przed jej domem w Borychowie na Podlasiu rozegrała się jedna z ostatnich walk żołnierzy Brygad Wileńskich AK. Mimo, że był wrzesień 1950 roku, niby już 5 lat po tzw. wyzwoleniu, w wielu miejscach Polski działały oddziały Podziemia Niepodległościowego, wierząc, że nadejdzie wolna Polska

– pisze Arkadiusz Gołębiewski, operator i reżyser od kilkudziesięciu lat ze swoją kamerą śledzi losy rodziny i poszukiwań szczątków zamordowanych. “Psu się nie odmawia opieki więc jak można odmówić pomocy drugiemu człowiekowi” mówiła w filmie Arkadiusza Gołębiewskiego pt. „Sny stracone, sny odzyskane” przed laty siostra pani Teresy śp. Pani Janina Sobiczeska-Borychowska, tłumacząc dlaczego ich rodzice Czesława i Marian Borychowscy przyjęli na nocleg patrol partyzantów z oddziału 6 Brygady Wileńskiej AK.

Państwo Marian i Czesława Borychowscy, prowadzący gospodarstwo rolne w Borychowie, często udzielali schronienia żołnierzom 6. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Nieśli im pomoc również wtedy, gdy po wojnie odradzały się struktury podziemia niepodległościowego. Wspierali ich w walce z prosowieckim reżimem komunistycznym, dopuszczającym się aktów agresji, bezprawia i wyzysku oraz prześladującym każdego podejrzanego o sprzyjanie idei Polski wolnej i suwerennej.

Lokalny, młodociany konfident Czesław Białowąs wydał wtedy i Borychowskich i partyzantów. 30 września 1950 roku obejście Państwa Borychowskich zostało zaatakowane przez oddziały UB i KBW. W obławie zginęli wszyscy żołnierze a cała rodzina Borychowskich została aresztowana. Tragedia dotknęła wszystkich członków rodziny.

Moja kamera, od lat opisuje losy dzieci Mariana Borychowskiego, które szukają miejsca pochówku ojca

– pisze Arkadiusz Gołębiewski.

Aresztowany po obławie Marian Borychowski nie doczekał procesu, został zamęczony już w lutym 1951 roku w więzieniu na warszawskim Mokotowie. Jego ciała do dzisiaj nie odnaleziono. Nie miał procesu. Wie le wskazuje na to, że zamęczono go w wyniku „warunków śledztwa”.

W szpitalu tam był. Pod koniec pojechała do niego moja najstarsza siostra. Bardzo słaby był, ani jednego zęba nie miał. Powiedział jej, kto nam pomoże, i kto pieniądze jest winien

– opowiadała Teresa Zawadzka. Ciało pana Mariana zakopano w dole z wapnem na Łączce przy murze na Powązkach w Warszawie. W 2007 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył Go pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Pani Czesława w stanie agonalnym po 5 latach została zwolniona do domu. Przeżyła. Najstarsza Janina (19 lat) była skazana na na 1,5 roku więzienia. Trójka rodzeństwa: Stanisława, Stanisław i Teresa, chociaż byli dziećmi, trafiła do aresztu w Sokołowie Podlaskim. Po 3 tygodniach kiedy bezpieka stwierdziła, że nic od dzieci nie wycisną i odesłała je do Domu Dziecka w Otwocku a potem do Karniewa k. Ciechanowa.

Za ścianą aresztu słuchałyśmy, jak biją naszego ojca. Tereska, Staś i ja. Miał wybite zęby, połamane żebra i ręce. Prosiliśmy ubowca, który przyniósł nam kolację, mówiliśmy mu, że płaczemy, bo bili naszego tatę. „Wasz ojciec to zdrajca” – odpowiedział i zamknął drzwi

– relacjonowała w filmie Gołębiewskiego wydarzenia sprzed latani Janina. Z kolei pani Teresa opowiadała w rozmowie w Tygodnikiem Siedleckim – “Zawszeni byliśmy. każde miało tylko kawałek ręcznika i miseczkę na stołku. Jak koty się myliśmy”.

Mam ten zaszczyt, że od blisko 20 lat kibicuje, fotografuje zmagania rodziny w przywracanie pamięci i honoru rodziny. Z czwórki rodzeństwa został tylko Pan Stanisław i Pani Tereska, która dzisiaj wstała o 5 rano aby dwoma autobusami dojechać do Warszawy uczestniczyć w kolejnym procesie szukania szczątków Taty

– opowiada Gołębiewski. Poszukiwania są wyjątkowo trudne, wykop ma ponad dwa metry głębokości, wymagał zabezpieczenia, bo ziemia zaczęła się osuwać na pracowników IPN. Cały czas jest nadzieja na pozytywne zakończenie historii. Trzymamy kciuki za ekipę pana pofesora Krzysztofa Szwagrzyka, który nigdy się nie poddaje.

Źródło: redakcja, Tygodnik Siedlecki, prezydent.pl, Facebook.

Polecane artykuły

This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Akceptuj Czytaj więcej